Dzień trzeci.
Wypadałoby dzisiaj w sumie napisać coś w rodzaju podsumowania. Teoretycznie trudno mówić o podsumowaniu na początek, ale bądź co bądź początek bloga nie oznacza początku... hmmm... kariery. :) Odkąd porzuciłam w kwietniu studia filologiczne i zaczęłam się bardziej przykładać do rysunku, dużo się nauczyłam. Przede wszystkim: cieniowania. Zaczęłam bardziej rozumieć to, że na całokształtościową barwę danej rzeczy, zwłaszcza rośliny, owocu czy twarzy - ale nie tylko - składa się więcej niż jeden kolor w różnych odcieniach. Takie odkrycie dużo mi dało.
Cały czas jednak można powiedzieć, że mam
problemy z mieszaniem kolorów. Odkryłam jakiś czas temu pojęcia kontrastu symultanicznego i chromatycznego, poczytałam więcej o oddziaływaniu barw ciepłych i zimnych na siebie i chociaż było to coś, czego miałam teoretycznie gdzieś tam, głęboko w głowie świadomość, to jednak dopiero przeczytanie o tym i uświadomienie sobie tego w pełni nauczyło mnie, że... kontrasty to podstawa dobrej ilustracji! :) I nie tylko ten "klasyczny" światłocień i chiaroscuro, ale właśnie też różnice między barwami. Dla zrozumienia przykładu: spróbujcie kiedyś narysować całą pracę w odcieniach niebieskich i dodać gdzieniegdzie pomarańczowe elementy. :) To jest właśnie to, o czym mówię. :)
Nadal jednak mam
problemy z cieniowaniem. Z cieniowaniem samym w sobie i również z jego efektem.
Rysunek realistyczny sprawia mi problem, twarze wyglądają jak zniekształcone twarze innych osób. Poza tym cały czas mam
problem z proporcjami, który powoli, mozolnie zwalczam,
tak samo jak z dłońmi, tylko że z dłońmi jeszcze
aż tak nie zwalczam.
Duży problem sprawia mi również rysowanie otoczenia - szczerze zazdroszczę tym wszystkim speedpaintingowcom, którzy rysują otoczenie tak szybko, tak świetnie, z samymi tylko plamami barw. Chciałabym tak umieć, ale nie potrafię - za dużo jest u mnie w moich pracach wygładzania, braku pomysłu i perspektywy. Przykład chociażby poniżej:

Miałam w zamiarze zrobić tego pierwszą z prób rysowania otoczenia, ale... o matko, straszna próba. :) Smok i jego przyjaciel (przyjaciółka?) to oczywiście tylko szybki, wstępny szkic, co do którego uznałam, że jest totalnie pozbawiony proporcji. Z drugiej strony mój drugi połówek, który również ma co nieco do powiedzenia w kwestii rysunku - a jeśli tego połówka zestawić ze mną, to można uznać, że jest ekspertem w dziedzinie smoczurów :) - uważa, że wprost przeciwnie, i że te wypchnięte barki i zadek smoka są jak najbardziej w porządku. No cóż, zobaczymy czy w ogóle do tego wrócę, bo mnie jednak drażni mój brak umiejętności w rysowaniu teł. Chciałabym się pobawić w rysowanie ich, ale nie wiem, jak i z jakimi pędzlami (sic!) się za to zabrać i jak sprawić, aby tła nabrały głębi. No ale cóż, trzeba to potrenować! :)
Problem sprawiają mi także zwierzęta, chociaż z drugiej strony chyba coraz lepiej zaczynam rozumieć ich "strukturę". Czas pokaże, może powinnam rysować też więcej zwierząt? I tych istniejących, i nieistniejących?
Do tego dochodzi
brak zrozumienia perspektywy. Chociaż dorwałam ostatnio książkę, gdzie jest chyyyba mniej więcej objaśniona, więc nad nią też w swoim czasie będę ślęczeć. Na razie wiem, że jest bardzo ważna i że nijak nie wiem, jak ją ugryźć. :) Jest to dla mnie tym śmieszniejsze, że w trakcie swojej edukacji matematycznej nigdy nie miałam problemów z bryłami i wyobraźnią przestrzenną, a w zwykłym rysunku nacinam się na nią jak na brzytwę. :) No cóż, bywa, nie poddam się i na pewno w swoim czasie spróbuję ją w pełni zrozumieć.
Z jeszcze innych?
Brak nadawania postaciom dynamiki i większych emocji. Nad tym na pewno popracuję wkrótce.
Jest wiele innych rzeczy, których w powyższym nie uwzględniłam: chyba przeraziłabym się, jak wielu rzeczy jeszcze nie wiem. :) Ale grunt to dążyć stale do perfekcji...! Mam nadzieję, że kolejne podsumowanie tego typu będzie przyjemnym zaskoczeniem, że się trochę poprawiłam. :)
Z kwestii bardziej "przyziemnych" mogę powiedzieć, że skończyłam rysować pufka. Robota z kalendarzem stoi cały czas w takim miejscu, w jakim stała, ale fakt faktem, że czas się już za niego wziąć.
Także: do ołówka! :) Czy też lepiej: piórka od tabletu. :)